niedziela, 3 sierpnia 2014

Ashmeo i Julia (Ashton)

Kiedy skończyłam edukację w szkole podstawowej z wynikami bardzo dobrymi wybrałam dla siebie najlepsza średnia szkole w Sydney. Polecana, z najlepszymi wynikami, szczególnie w zakresie przedmiotów ścisłych. Uznałam, że dla takiego mozga jak ja będzie to najlepsze miejsce do zwiększenia osiągnięć. Rzeczywiście, w pierwszym semestrze szkoła idealnie zgadzała się z opisem. Inni uczniowie prowadzili spokojne życie zgodne z ich zainteresowani. Jednak później wydarzyło się coś, co przewróciło placówkę, uczniów i moje życie do góry nogami. Czterech chłopaków, a jeden pochodzący z równoległej klasy, którzy spędzali wolny czas na graniu w swoim zespole wybiło się nagle w świecie muzyki. Stali się sławni, pożądani przez rzesze nastolatek. W ten właśnie sposób wiecznie rozrabiający Mikey, humanista Luke, wysportowany Calum i nad wyraz spokojny Ash stali się szkolnymi przystojniakami. Kiedy któryś z nich przechodził korytarzem kilka dziewczyn mdlało lub chodziło za nimi jak cienie. Niestety na mnie nie sprawiało to szczególnego wrażenia. Musze przyznać, chłopaki fajnie grali, ale ja wolałam trwać w świecie matematyki niż latać za nimi. 
Pewnego dnia w moim domu zabrakło prądu. Dlatego tez mój budzik nie zadzwonił. Zajęcia zaczynałam o godzinie dziewiątej, natomiast obudziłam się pięć minut wcześniej. Wiedziałam że to będzie zły dzień. Szybko się ubrałam, zapomniałam nawet zabrać drugiego śniadania. Wsiadłam na rower i już pędziłam do szkoły. Byłam już dwadzieścia minut spóźniona kiedy wbiegłam przez drzwi na szkolny korytarz. Niestety pech chyba nie chciał mnie opuścić. Zaraz za zakrętem, kiedy od klasy dzieliło mnie już pięć kroków wpadłam wprost na moja anglistkę, która mnie nienawidziła. Gdyby tego było mało kobieta ta niosła wówczas kawę, która aktualnie znajdowała się na jej przestarzałej marynarce i wszystkich dokumentach rozrzuconych teraz po całym korytarzu.
- Pani Collins... ja bardzo przepraszam...
- Ty mała niezdaro! - krzyknęła kobieta - Jak ja teraz wyglądam.
- Ja nie chciałam - mówiłam zbierając zaplamione kawa dokumenty
- Zostajesz dziś po lekcjach!
- Ale dziś mamy kółko matematyczne...
- Kółko, tak? W takim razie zgłosisz się jutro po lekcjach na kółko teatralne. Idealnie się składa, bo właśnie straciłam aktorkę do roli Julii.
- Tylko nie teatr, błagam panią...
- Dość gadania, wracaj na lekcje.
Ze spuszczona głową wróciłam do klasy. Kobieta ta po raz kolejny udowodniła mi jak bardzo mnie nienawidzi. Wiedziała że boje się występów publicznych, zwykle referaty w klasie sprawiały mi trudność. A teraz miałam grać przed całą szkoła?! Bardzo chciałabym się wykręcić, ale chyba nie miałam wyjścia.
Następnego dnia udałam się do klasy mojej nauczycielki. Czekało tam już kilka osób czytających swoje kwestie z białych kartek. Ja również zaraz po wejściu dostałam swoją kartkę. Kobieta powiedziała nam wtedy ze próby będą trwały przez kolejny miesiąc. Czekaliśmy jeszcze na odtwórce Romeo. Jednak wtedy wpadł jakiś chłopak ubrany w strój sportowy.
- Prze pani - powiedział zdyszany - Dan złamał nogę grając w kosza.
- Nieprawdopodobne! - krzyknęła kobieta łapiąc się za głowę - To przedstawienie jest chyba skazane na niepowodzenie. Najpierw Julia, teraz Romeo...
- Niech się pani nie denerwuje. Mój kumpel z klasy mówił ze chciałby zagrać Romeo, ale wybrała pani Daniela - powiedział inny chłopak
- Tak mówisz Bill? Więc idź po niego.
Chłopak zostawił swój scenariusz i wybiegł z klasy. Ja natomiast usiadłam na krześle i śledząc wzrokiem moja kwestie zastanawiałam się z kim przyjdzie mi grać. Stres zżerał mnie od środka. Jakoś dziesięć minut później do klasy wszedł ponownie Bill, natomiast za nim kroczył nowy Romeo, którym miał być... Ashton Irwin...
No pięknie... Zrobiło mi się ciemno przed oczyma. Że niby ja miałam z nim grać?! Już widziałam jak moje spokojne życie umiera w potoku pytań i okrzyków zazdrosnych dziewczyn na korytarzu. "Boże, za co mnie tak karzesz?" - pytałam. Czy nie mogło zostać tak jak dotychczas? Zakuwałabym matmę będąc dla innych powietrzem, a Irwin grałby sobie w swoim zespole.
Po krótkiej rozmowie z naszą anglistka nagle usłyszałam przed sobą przyjemny głos.
- A więc to Ty jesteś Julia? - zapytał Ash - Jestem Ash. Wydaje mi się ze jesteś z równoległej klasy, prawda?
- Ja... tak, chyba tak.
- Denerwujesz się?
- Wiesz, wolałabym rozwiązywać zadanie matematyczne przed całą klasa... - postanowiłam ze będę z nim rozmawiać jak że zwykłym chłopakiem - Jestem nieśmiała i nie wiem nic o grze scenicznej.
- Nie martw się. Coś na to poradzimy. Mam pomysł, wpadnij do mnie jutro po szkole.
- Jesteś pewien? - zapytałam
- Oczywiście, nie masz wyboru.
Pomyślałam wtedy, że może ta wizyta pomoże mi w występie. Dlatego następnego dnia poszłam do chłopaka. Było bardzo sympatycznie, kilka razy ćwiczyliśmy nasze kwestie. W późniejszym czasie również się spotykaliśmy. Dzięki Ashtonowi grało mi się coraz lepiej. Musiałam się przyznać, że polubiłam chłopaka. Nie nosił się wcale jak jakaś wielka gwiazdka, zachowywał się zupełnie normalnie. Prawda, że zazdrosne dziewczyny zaczepiały mnie na korytarzach w szkole,  ale ja starałam się je ignorować. Stałam się bardziej pewna siebie niż dotychczas. Czas na próbach mijał za szybko. W końcu nadszedł czas na próbę generalna i wielki występ. Trema w końcu wzięła górę i sparaliżowała moje ciało. Wtedy Ashton do mnie podszedł.
- Znasz treść tego dramatu? - zapytał
- Oczywiście.
- Jeśli zapomnisz kwestii improwizuj. A teraz wyluzuj, wszystko będzie ok.
Poklepał mnie po ramieniu. Chwilę później graliśmy już swoje role. Zapomniałam o tym ze stoję na scenie przed całą klasa. Liczyło się tylko to by zagrać według scenariusza. I pewnie byłoby wszystko ok, ale w kulminacyjnej scenie Ashton złapał mnie za rękę, wypowiedział słowa: "Ty jesteś moja Julią" i pocałował mnie w usta. Cała sala myślała ze to cześć gry aktorskie, ale ja wiedziałam, że tego nie było w scenariuszu.
Zaraz po zakończeniu gry, kiedy wyszliśmy za kurtynę natychmiast odnalazłam Asha.
- Zmieniłeś scenariusz - powiedziałam. Niby miałam do niego pretensje o to, ale z drugiej strony podobał mi się taki obrót sytuacji.
- Musiałem Ci powiedzieć, że jesteś moją Julią.
Wtedy podeszłam do niego i przytuliłam go.
- A Ty jesteś moim Ashmeo.

piątek, 25 lipca 2014

Przeznaczenie (Mikey)

Znaliśmy się z Michaelem od dawna.
W 2000 roku przeprowadziłam się z całą rodziną do Australii, ponieważ tata znalazł tam stałą pracę. Kiedy przenosiłam swoje pudełko z zabawkami do nowego domu to właśnie Mikey był pierwszą osobą, którą spotkałam. Mały, rozczochrany Clifford usiłował dogonić ogromnego psa, który wyraźnie nie chciał być złapanym. Chłopak nie patrząc przed siebie wpadł na mnie wytrącając pudełko z moich rąk. I choć nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej, bo zbiła się wtedy moja ukochana lalka, to chłopak natychmiast zatrzymał się i pomógł mi sprzątać. Następnego dnia zadzwonił do drzwi mojego nowego domu, przedstawił się jak należy i wręczył mi lalkę podobną do tej, która upadła poprzedniego dnia. Od tego wydarzenia zaczęliśmy się spotykać praktycznie codziennie. Chodziliśmy do jednej klasy, interesowały nas podobne rzeczy. Poznałam również kumpli Mikey'a. Byłam przy nich, kiedy stawiali pierwsze kroki w grze na instrumentach, kiedy w ich głowach rodził się zarys zespołu. Pomimo tego, że Clifford stawał się coraz bardziej sławny zawsze miał dla mnie
 czas. Dbał o naszą przyjaźń, która była czymś stałym, w przeciwieństwie do koloru jego włosów. 
Ale wróćmy do teraźniejszości. Jakiś miesiąc temu razem z chłopakami polecieliśmy do Stanów. Mikey zaprosił mnie do jednego z amerykańskich klubów. Chciał żebyśmy się trochę rozerwali. Siedzieliśmy przy barze, kiedy podszedł do nas chłopak w naszym wieku. Wyciągnął mnie na środek parkietu i zaczęliśmy tańczyć. Trochę niższy od Clifforda brunet, który jak się później okazało nazywał się Jack wypytywał się mnie o wszystko. Wydawał się dosyć sympatyczny. Po tańcu odnalazłam Michaela, a on podenerwowany powiedział mi, że musimy wracać. Był wyraźnie wkurzony. Kiedy jechaliśmy do hotelu ignorował wszelkie znaki, a jedyne co miał zakodowane pod blond czupryną to ciągłe dociskanie gazu. Nie reagował na moje prośby by zwolnił. Zdawał się być w innym wymiarze. Kiedy dojechaliśmy pod drzwi naszego hotelu zaparkował z piskiem opon i powiedział do mnie chłodno "wysiadaj". Pośpiesznie zrobiłam to co rozkazał mi chłopak, a potem zobaczyłam tylko samochód chowający się za zakrętem. Martwiłam się, ale stwierdziłam, że nie ma sensu wyczekiwać go przed drzwiami. Dlatego wróciłam do naszego apartamentu starając się zdawkowo odpowiadać na pytania chłopaków o Michaela. Jakąś godzinę później usłyszałam trzask drzwi i głośny wulgaryzm, który wydostał się prawdopodobnie z ust Michaela. Postanowiłam wyjść z mojego pokoju i wtedy stałam się świadkiem kłótni. 
- Cholerny glina - powiedział chłopak rzucając kawałek papieru na stół
- Co jest Mikey? - zapytał Luke
- Jestem cztery stówy w plecy za przekroczenie prędkości...
- Zwariowałeś?! Nie trzeba nam skandali. Tak bardzo chcesz trafić na okładki? - krzyknął zdenerwowany Ash. Rozmowa zmieniała się powoli w kłótnię. Nie chciałam do tego dopuścić, dlatego przerwałam im.
- Mike, chyba musimy pogadać.
- Chyba masz rację.
Wtedy podszedł do mnie, złapał mnie za nadgarstek i zaciągnął do swojej sypialni, zatrzaskując za nami drzwi. Usiadłam na jego łóżku, ale on kręcił się nerwowo.
- Co Cię tak bardzo wkurzyło?
- Jeszcze pytasz? Myślałem, że jesteś bardziej odpowiedzialna. Dawać obcemu facetowi swoje dane.
- Powiedziałam mu tylko jak się nazywam! - krzyknęłam - Zresztą, nie musisz mnie ze wszystkiego rozliczać.
- Myślałem, że jeśli jesteśmy przyjaciółmi wiemy o sobie wszystko.
- Michael - wstałam i podeszłam do niego - Wiesz, że tak jest. Nie chcę się kłócić. Zapomnijmy o tym, ok?
- Masz rację, przepraszam za moje zachowanie.
Przez cztery dni nie wracaliśmy już do tej sytuacji. Ale później sytuacja znów się pogorszyła. Mieliśmy własnie wyjeżdżać na obiad, kiedy dostałam wiadomość na facebooku. Wiadomość od chłopaka z imprezy.



Niestety, warunki nie pozwoliły mi odpisać na wiadomość. Jak się okazało, za moimi plecami stał Clifford, który zdążył już przeczytać to co napisał nieznajomy.
- Widzisz, ostrzegałem cię... - powiedział
- Daj spokój, to tylko głupia wiadomość - chciałam załagodzić sytuację
- Mówiłem, że tak będzie, że on nie da ci spokoju. Ostrzegałem, ale ty wiedziałaś swoje.
- Nie da mi spokoju? Napisał pierwszy raz. 
- Nie bój się, zaraz napisze znów. Pewnie jeszcze chcesz się z nim spotkać, prawda?!
- Michaelu GORDONIE Cliffordzie! - specjalnie podkreśliłam jego drugie imię
- Wiesz, że nie znoszę, gdy tak do mnie mó...
- Wiem - nie dałam mu dokończyć - Nie zamierzam się z nim spotkać, przynajmniej nie sama. Jeśli odmówię, nie da mi spokoju. Ale zawsze możesz pobawić się w szpiega, prawda?
- Powoli zaczyna mi się podobać twój tok myślenia - powiedział blondyn
Ton rozmowy zmienił się. Jeszcze tego samego dnia obgadałam z Mikey'em plan działania. Umówiłam się z Jackiem na  czwartek w pobliskiej restauracji. Jedyne co nam pozostało to czekanie na spotkanie. Stworzyliśmy również wspólne znaki. Kciuk w górę miał oznaczać, że wszystko jest ok, natomiast kciuk w dół dawał Michaelowi zielone światło by uratować mnie z nudnej randki. Wszystko było dopięte na ostatni guzik.

Nadszedł wyczekiwany czwartek. Michael podwiózł mnie w umówione miejsce. Wysiadłam z samochodu i powoli weszłam do restauracji. Przy jednym ze stolików ustawionych pod oknem zobaczyłam znajomą twarz. Przywitałam się z Jackiem i zajęłam swoje miejsce. Michael natomiast obserwował sytuację ze stolika ustawionego za dużą doniczką. Moje spotkanie zapowiadało się bardzo dobrze. Chłopak zamówił mi kawę i ciasto, a potem czas mijał coraz szybciej. Rozmawialiśmy na rozmaite tematy. Jack był zabawny i czarujący. Po godzinie, kiedy chłopak zajęty był opowiadaniem o swoich planach na przyszłość wysunęłam dyskretnie kciuk w górę w kierunku Michaela. On wówczas wstał. Myślałam nawet, że ma zamiar wrócić do hotelu, jednak on przyszedł do naszego stolika i udając zdziwionego zaczął rozmawiać. 
- Boże, jak dawno cię nie widziałem. - powiedział
- Michael? Co ty tu...
- Potrzebuję twojej pomocy. Mam nadzieję, że twój znajomy się nie pogniewa jeśli wyrwę cię ze spotkania, ale to pilna sytuacja, a nie mogłem się do ciebie dodzwonić. - skłamał
- Nie ma problemu - powiedział z uśmiechem Jack - Umówimy się w innym terminie, a teraz leć.
Zła na Clifforda posłusznie pożegnałam się z Jackiem i wyszłam z kawiarni. Wsiadłam do samochodu blondyna, a ten natychmiast uruchomił silnik i odjechał. Przez całą drogę się nie odzywałam. Chłopak wywiózł mnie na jakieś puste wybrzeże. Wysiadłam z jego auta i oparłam się o murek. Wtedy też zaatakowałam chłopaka.
- Boże, czy ty jesteś ślepy? Pokazałam kciuk w górę! Wszystko było idealnie, a ty to zepsułeś! Michael, nie wiem co się ostatnio z tobą dzieje. Masz jakieś problemy? Powiedz mi! 
- Było idealnie, czarujący chłopak, świetne spotkanie. Byłem strasznym egoistą! Jak mogłem to zepsuć myśląc wyłącznie o sobie... - powiedział łapiąc się za głowę
- Mikey, co jest? - zapytałam zmartwiona
- Mam problem... Nie, właściwie to ja jestem problemem. Ja... nie mogłem już wytrzymać tego, że komuś się spodobałaś, bałem się, że cię stracę.
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi...
- Właśnie, przyjaciółmi. Ale od kilku miesięcy jesteś dla mnie kimś więcej. Dlatego to zrobiłem... Dlatego ostatnio się tak zachowywałem...
- Mikey, nic nie powiedziałeś...
- Przepraszam cię, jak chcesz to mogę cię odwieźć do restauracji.
- Nie! - moje serce w tamtym momencie zabiło mocniej. Dlaczego nie zauważyłam jego uczucia. W tamtym momencie zrozumiałam, że on również jest mi bliski, ale już nie tylko jako przyjaciel. Podeszłam do niego szybkim krokiem, a następnie przytuliłam go. Michael objął mnie swoimi ramionami i ucałował w czoło - Chcę zostać z tobą.

niedziela, 20 lipca 2014

Spotkanie na nartach (Luke)

W tym roku zima spełniła swoje zadanie w stu procentach. Razem z całą klasą na ferie zimowe wyjechaliśmy do Austrii na narty. Uwielbiam ten sport, dlatego kiedy tylko wysiadłam z naszego autokaru wciągnęłam do płuc świeże, górskie powietrze. Niezwykle ucieszył mnie widok ogromnej warstwy białego puchu, która stale powiększała się dzięki śnieżynkom spadającym wprost na nasze głowy. Pierwsze popołudnie niestety poświęcone było na sprawy organizacyjne, dlatego też zaraz po rozpakowaniu walizek udaliśmy się na spotkanie w pokoju opiekunów. Po nim nastąpiła w połowie nieprzespana noc, którą spędziliśmy w największym pokoju chłopaków. Rozmawialiśmy o sprawach ważnych i ważniejszych, jednak każda z nich sprowadzała się w końcu do rozprawiania na temat związków.
Po przegadanej nocy spędzonej w górskim domku zeszliśmy wszyscy do ogromnej jadalni, gdzie czekał już na nas suto zastawiony stół. Zjadłam kilka bułeczek z żółtym serem. Chciałam jak najszybciej zaspokoić spragniony żołądek i wyjść w końcu na stok. Ubrałam się w mój nowy strój narciarski w kolorze fioletowym, zabrałam sprzęt i razem z resztą wyszłam na przepiękny stok. Jedyną wadą było to, że znajdowało się na nim zbyt wiele osób. Jednak nic nie może powstrzymać miłośnika narciarstwa, takiego jak ja, od zażywania wspaniałej jazdy w takich warunkach! Miejsce to było idealnie przygotowane do sezonu i cały dzień mógłby zostać nazwany perfekcyjnym, gdyby nie... BUM! Ktoś zajechał mi drogę, potrącił mnie i nawet nie raczył się zatrzymać! Zakotwiczona tylną częścią ciała w zaspie zdążyłam dostrzec tylko jak osoba ta znika wśród innych narciarzy. Zapamiętałam jednak jego czarny kombinezon i charakterystyczny, granatowy kask. Po chwili zalegania w śnieżnej pułapce udało mi się w końcu stanąć na nogi. Wtedy postanowiłam pojechać za resztą grupy, ale... Zaraz, przecież nie było nikogo znajomego. Przerażona zaczęłam jeździć po różnych miejscach, by tylko odnaleźć jakąś znaną twarz, a właściwie znane gogle, ale mijały mnie tylko kolejne fale obcych grup i rodzin. Kilkukrotnie jeszcze chciały mnie rozjechać dzieci uczące się dopiero jeździć, jednak nie robiło to na mnie wrażenia. Liczyło się tylko to, by odnaleźć zagubioną grupę.   W pewnym momencie wpadłam na pomysł, by udać się na wyciąg krzesełkowy. Łudziłam się, że z góry odnajdę kogoś znajomego. Dlatego szybko podążyłam w tamtym kierunku. Zajęłam miejsce zaraz obok... Tego samego granatowego kasku. Postanowiłam, że nie zostanę dłużna. 
- To ty! Jesteś okropnie nieodpowiedzialny!!! -krzyknęłam
- Ja? O co Ci chodzi?! - zapytał głos spod kasku
- Potrąciłeś mnie i nawet się nie zatrzymałeś...
- Nie moja wina, że nie potrafisz jeździć. - odpowiedział wyraźnie rozbawiony, jednak jego humor zniknął wraz z szarpnięciem kolejki, która zatrzymała się nad niemałą przepaścią. 
- No pięknie! Zgubiłam przez Ciebie grupę, a teraz jeszcze zepsułeś kolejkę.
- Nie dramatyzuj, to tylko usterka, którą zaraz ktoś naprawi... 
W tym momencie zaczął mi dzwonić telefon, oczywiście na dzwonek miałam moją ukochaną piosenkę "Heartbreak Girl", co wyraźnie wzbudziło ciekawość mojego tymczasowego sąsiada.
- Lepiej nie wyciągaj telefonu. Jak kolejka ruszy możesz go upuścić. 
- Daj już spok... - nie dokończyłam. Ten człowiek był jakimś prorokiem! Kolejka szarpnęła, a mój nowiutki iPhone wyleciał mi z rąk.
- Mówiłem... 
- Och! To najgorszy dzień mojego życia, teraz już na pewno nie znajdę drogi...
Więcej się do mnie nie odezwał. Dopiero, gdy dotarliśmy do stacji, a ja chciałam już odejść, chłopak złapał mnie za rękę. 
- Trochę znam ten teren. Mogę Cię odprowadzić do schroniska, tylko podaj mi coś charakterystycznego. 
Tak też się stało, nie miałam innego wyjścia, dlatego zgodziłam się na tą propozycję, choć, jak wtedy sądziłam, nie chciałam mieć nic wspólnego z tą osobą. Powoli kierowaliśmy się w stronę mojego upragnionego celu, kiedy nieznajomy ponownie przemówił.
- Twój dzwonek... Słuchasz 5 Seconds of Summer?
- Oczywiście, uwielbiam ich. Skąd to pytanie?
- Trochę o nich słyszałem. Co sądzisz o zespole?
- Chłopaki świetnie grają. Bardzo chciałabym kiedyś iść na ich koncert, a nawet ich poznać.
- Może kiedyś Ci się uda. - powiedział, wyraźnie zadowolony - No, chyba jesteśmy na miejscu, prawda?
- Tak, jesteś wielki! Dziękuję yyyy... Jak masz na imię?
- Po prostu Luke.
Dopiero wtedy dokładnie przyjrzałam się jego twarzy... Wcześniej nawet o tym nie pomyślałam. Chłopak chyba zauważył, że dopiero teraz go poznałam, bo uśmiechnął się.
- Patrzysz na mnie jak na ducha. - przemówił w końcu
- Ty, jesteś... Boże! Ale jak? Luke w Austrii? Skąd?! 
- Wiesz, przede wszystkim jestem zwykłym chłopakiem na feriach, który właśnie spotkał zakręconą dziewczynę.
- Bo... ja cię uwielbiam!!!
- A ja myślę, że mogę się z tobą dogadać. Dostaniesz wejściówki na koncert i zorganizuję spotkanie  z resztą zespołu, ale musisz się jeszcze ze mną spotkać. 
- Chyba nie mam innego wyjścia. - odpowiedziałam robiąc do niego maślane oczy. Luke... Sam Luke Hemmings zaprosił mnie własnie na randkę! Pytałam się, czy to dzieje się na prawdę. Kiedy już wróciłam do świata żywych usłyszałam tylko ostatnie słowa chłopaka.
-... i będę tu czekać jutro o dwunastej. Do zobaczenia.
Po tych słowach pocałował mnie nieśmiało w policzek. 

piątek, 18 lipca 2014

Przygoda autostopowiczek (Michael)

To był chłodny, jesienny dzień. Razem z przyjaciółką wracałyśmy właśnie z koncertu, który odbywał się w Łodzi. Właściwie to miałyśmy wracać, ponieważ uciekł nam ostatni autobus. Załamane z pustymi kieszeniami błąkałyśmy się po Łodzi pogrążonej w mroku i skąpanej w deszczu. Zbliżała się już bowiem północ, a na nas nie było ani jednej suchej nitki. Starałyśmy się znaleźć jakiś transport lub nocleg, jednak z brakiem jakichkolwiek środków zdawało się to niemożliwe. Pogrążone w rozpaczy, bez nadziei na pozytywne rozwiązanie tej sytuacji postanowiłyśmy spróbować złapać stopa na jednej z najbardziej ruchliwych dróg Łodzi. Przez dobre pół godziny stałyśmy trzymając kawałek kartonu z rozmazanym napisem „Kraków”, na próżno. Kolejne samochody mijały nas z zawrotną prędkością rozchlapując kałuże. Co jakiś czas zatrąbił mijający nas tir. Mogłabym z przekonaniem powiedzieć, że był to najgorszy dzień mojego życia. Jednak zdarzenia, które miały miejsce później uniemożliwiają wydostanie się tych słów z moich ust. Zrezygnowana usiadłam na chodniku, jednak w mojej przyjaciółce tlił się jeszcze ostatni płomyk nadziei. W pewnym momencie poczułam jak ogromna kałuża oblewa mnie od stóp do głów. Na usta już cisnęły mi się niecenzuralne słowa, gdyby nie fakt, iż kałuża ta wydostała się spod kół samochodu, który zatrzymał się obok nas. Masywne drzwi czarnego audi otworzyły się i z pojazdu wydobył się męski głos.
- Wsiadajcie, podrzucimy was.
Nie czekając na drugie zaproszenie wsiadłyśmy do ciepłego samochodu. Akurat mi przypadło miejsce obok kierowcy, natomiast moja przyjaciółka usiadła na tylnym siedzeniu obok dwóch chłopców, którzy prawdopodobnie zaliczyli zgona. Wtedy dopiero przyjrzałam się uważnie naszemu wybawcy. Przenikliwe zielone spojrzenie, szeroki uśmiech i zielona czupryna.  Musiałam pewnie wyglądać bardzo głupio.
- Ty... ty... ty jesteś...
- Mikey. - nie pozwolił mi dokończyć - A teraz zapnij pasy.
Zrobiłam to, co kazał mi zielonowłosy kierowca. A potem starałam się dłużej nie spoglądać na niego tak, jakby był złotym runem. Po około pół godziny drogi, którą przebrnęliśmy w milczeniu oglądnęłam się za siebie. Dwójką chłopaków, którzy ucinali sobie drzemkę okazali się być Ashton i Calum, którzy również należeli do zespołu 5SoS. Moja przyjaciółka natomiast miała minę małego, uradowanego pieska. W końcu uwielbiała ten zespół i prawdopodobnie w tej sekundzie spełniało się jej największe marzenie. Kierowca zauważył, że spoglądam do tyłu, dlatego postanowił przerwać tą niezręczną ciszę.
- A, tak. Moi kumple. Trochę przesadzili z alkoholem na imprezie, dlatego musiałem ich ugościć na tylnym siedzeniu. 
- Ty nie piłeś? - zapytałam
- Spokojnie, jestem na tyle dużym chłopcem, że wiem czym się kończy jazda po alkoholu. Jestem trzeźwy, jak chcesz możesz sprawdzić. - znów się do mnie uśmiechnął
- A gdzie Luke? - zapytała moja przyjaciółka
- Został w hotelu. Jest lekko przeziębiony. 
Dalsza droga była jedną wielką rozmową. Atmosfera była luźna. Kiedy wjeżdżaliśmy do Krakowa Ash przebudził się na moment i nie wiedząc gdzie się znajduje zaczął prosić mamę o butelkę wody. Pół godziny później staliśmy już pod naszym mieszkaniem. Pożegnałyśmy się szybko z chłopakami i z bólem serca opuściłyśmy czarne audi, odprowadzając je wzrokiem aż do zakrętu...


Minął tydzień. Siedziałyśmy właśnie u przyjaciółki w pokoju i słuchałyśmy radia. Obydwie sprawdzałyśmy coś na swoich laptopach wymieniając się co jakiś czas spostrzeżeniami na najróżniejsze tematy. W pewnym momencie dostałam wiadomość na facebooku. Wiadomość od mojej przyjaciółki z linkiem.
- Siedzimy obok siebie, nie mogłaś mi tego pokazać, tylko musiałaś wysyłać? - zapytałam lekko poirytowana
- Och daj spokój i sprawdź to!
Oderwałam się od komentowania zdjęcia znajomego i postanowiłam sprawdzić tą niezwykle ważną wiadomość. Link prowadził do strony na Spotted: Kraków, a wiadomość, którą tam przeczytałam zwaliła mnie z nóg! 


Rozpłakałam się jak małe dziecko. Dopiero po kilku minutach otrząsnęłam się i kliknęłam lubię to, a przyjaciółka w komentarzu wrzuciła link do mojego profilu. Na rezultaty nie musiałam długo czekać. Już 4 godziny później dostałam wiadomość od mojego wielbiciela, który proponował wieczorne spotkanie na krakowskim rynku. Oczywiście zgodziłam się. 
Razem z przyjaciółką znalazłyśmy najodpowiedniejszy strój jakim były oczywiście moje ukochane jeansy, trampki i koszula w kratę. Niebo spowiły ciemne chmury, ale mimo to udałam się na przystanek tramwajowy i równo o godzinie osiemnastej stałam na krakowskim rynku. Od razu zobaczyłam zieloną czuprynę chłopaka, który nerwowo zerkał na telefon. Szybko podeszłam do niego. Wtedy spojrzał na mnie jak na swojego anioła i delikatnie złapał mnie za ręce. 
- Już nigdy nie pozwolę ci tak odejść - wyszeptał delikatnie zbliżając się w kierunku moich ust. Wtedy z ciemnych chmur zaczęły spadać pierwsze krople ciepłego deszczu. To jednak nie przeszkodziło nam w przeżywaniu tej wspaniałej chwili. Widocznie deszcz sprawił, że odnaleźliśmy nasze przeznaczenie. 
Wtedy Michael zbliżył swoje usta i pocałował mnie.